Dzień wcześniej nie dałem rady, więc dzisiaj nie było już odwrotu. Ponieważ widziałem wcześniej kilka zdjęć, wiedziałem, że i ja muszę zobaczyć wschód słońca nad Gangesem. Więc początek dnia ciężki, bo pobudka o piątej rano. Gdyby słońce chciało współpracować i później wschodzić, to byłoby cudownie. No ale na to niestety nie mogłem liczyć 😂. Gdy jednak wyjrzałem za okno mój entuzjazm trochę opadł. Widok bowiem nie zachęcał, wydawało się pochmurno, ale
mimo wszystko poczłapałem. I dobrze zrobiłem, bo gdy po kilku minutach
dotarłem nad rzekę, to najpierw mnie zatkało, potem natychmiast do końca
przetrzeźwiałem (ze snu oczywiście), a potem zatkało mnie jeszcze raz
. Widok był cudowny. Ludzie kąpiący się w rzece, łodzie, wioślarze przygotowujący się do wypłynięcia na tle niesamowitych barw słońca wynurzającego się zza przeciwległego brzegu były więcej niż warte tak wczesnego wstania.
|
Pielgrzymi kąpiący się o wschodzie słońca |
|
Łodzie przy brzegu |
|
Wioślarz szykujący się do wypłynięcia |
Ale jak wszyscy twierdzą wschód trzeba podziwiać z rzeki, więc ruszyłem
na poszukiwania łódki. Nie musiałem z resztą nawet za bardzo się starać,
bo wioślarze szybko sami mnie znaleźli. Ja jednak chciałem popłynąć z
mojego ghatu Assi, aż do ghatu Scindia (to jeden za Manikarniką, ten z
przechyloną świątynią). Gdy zapytałem o ceny, to pojawiły się jakieś
kompletnie zaporowe jak na Indie. To co prawda około godziny wiosłowania
z prądem, ale z powrotem większość korzysta z holu kolegów po fachu
posiadających łodzie z motorkiem.
Dlatego 1000 rupii wydało mi się grubą
przesadą i po prostu sobie poszedłem. Co innego gdybym był z jakąś grupą, ale ja byłem sam. To jeden z nielicznych ujemnych aspektów jeżdżenia w pojedynkę. Stwierdziłem, że podejdę bliżej
Manikarniki i po prostu popłynę sobie na krótszym odcinku. Jednak już po
około stu metrach w miejscu gdzie już nie było turystów zaczepił mnie
kolejny wioślarz. 600 rupii do mojego celu i z powrotem brzmiało już znacznie
rozsądniej. Ja jednak chciałem tylko w jedną stronę, więc stanęło na
500-set (około 30 zł). I to uważam za uczciwą cenę jako że sam miałem
okazję wiosłować po rzece i wiem jaki to wysiłek. Na szczęście dla
miejscowych wioślarzy Ganges przy tak niskim stanie wody ma wyjątkowo
powolny nurt. Wszystko się jednak zmienia w porze deszczowej, gdy rzeka
zalewa ghaty po czubki schodów, a w najszerszym miejscu w Varanasi
rozlewa się na prawie dwa kilometry. No ale to najwcześniej za miesiąc.
Więc zapakowaliśmy się do łódki, mój wioślarz niespiesznie wiosłował, a
ja podziwiałem.
|
Wypływamy 😀 |
Prawie od razu po wypłynięciu mijamy jednego z pielgrzymów, który wypuścił siś dalej niż inni i pływając serdecznie nas pozdrawiał, w oddali widać łódkę rybaków, a po kolejnej chwili mijamy kolejną z której dwóch chłopców zarzucało sieci.
Co dziwne o ile na samej rzece patrząc w stronę wschodu panował jeszcze półmrok, to budynki przy ghatach położone trochę wyżej były już jasno oświetlone. Aż ciężko uwierzyć, że ich zdjęcia były robione praktycznie o tej samej porze. Ghaty z wody robią zupełnie inne i przynajmniej na mnie większe wrażenie
niż z brzegu. Mijaliśmy je w tej samej kolejności co wczoraj, więc niektóre zdjęcia mogą być trochę podobne, ale wg mnie warto je jednak zobaczyć z tej właśnie perspektywy. Na większości mimo wczesnej pory trwało już całkiem ożywione życie. No i przez chwilę postanowiłem się zamienić z moim wioślarzem, żeby mu trochę zrekompensować niższą stawkę 😀.
|
Zamiana wioślarzy 😀 |
|
Chet Singh Ghat |
|
Panchkot Ghat |
|
Rana Mahal Ghat |
|
Dashashwamedh Ghat |
|
Dashashwamedh Ghat |
|
Man Madir Ghat |
|
Manikarnika Ghat |
|
Scindia Ghat i świątynia Ratneshwar Mandev |
Zgodnie z umową mój wioślarz wysadził mnie przy Scindia Ghat skąd
labiryntem uliczek starego miasta ruszyłem na poszukiwania najsłynniejszej świątyni Varanasi i
całych Indii, Wiśwanatha Temple, zwanej też Złotą Świątynią. Chociaż
jest dość spora, to niełatwo ją znaleźć ponieważ ze wszystkich stron
jest bardzo ściśle otoczona domami, a obecnie jeszcze murem z zasiekami,
tak że z zewnątrz praktycznie w ogóle jej nie widać. Wejście jakoś
jednak znalazłem, okazało się jednak, że pomimo bardzo wczesnej pory do
wejścia kłębi się już spory tłum. Do tego ani w świątyni, ani nawet w
pobliżu wejścia nie można robić absolutnie żadnych zdjęć, czego pilnują
liczne oddziały wojska... Po rozważeniu za i przeciw,zrezygnowałem więc z
wchodzenia. Podobno jej słynne złote dachy można zobaczyć z dachów
okolicznych domów, ale mi się nie udało znaleźć takiego gdzie mógłbym
wejść. Postanowiłem, że przejdę się na dworzec autobusowy, w celu zakupu biletu na jutrzejszy autobus do Nepalu.W tym celu na chwilę tym samym labiryntem uliczek wróciłem jeszcze na chwilę na ghaty, bo tak mi było najłatwiej znaleźć drogę do głównej ulicy, którą mógłbym tam dotrzeć. No i dzięki temu mogłem się przyjrzeć jeszcze kilku obrazkom z życia jakie się na nich toczy. Takim jak donowie zdążający do pracy na ghacie Manikarnika...
Sadhu czytający na ghatach jedną ze świętych ksiąg...
Czy też jedyną w Varanasi świątynię nepalską. Wchodzi się do niej z ghatów przez dość nisko sklepioną furtę. Niestety wychodząc zapomniałem, że jest niska... Dosyć mocno się
walnąłem o kamienne nadproże. Na szczęście skończyło się na guzie
.
|
Świątynia nepalska |
Dalej już zafundowałem sobie 6-cio kilometrowy spacer jedną z głównych ulic
miasta, choć trzeba pamiętać, że wg naszych standardów to lepiej
wyglądają boczne uliczki na osiedlach
:-)
. Mogłem się na niej znów przyjrzeć codziennemu życiu, wpadło mi również w oko kilka ciekawych budynków.
|
Jedna z kilkuset świątynek w Varanasi |
|
Chaitganj Road |
|
Okolice dworca |
Na dworcu jednak zonk, bo biletów na jutro kupić się nie dało. Więc
został mi kolejny spacer powrotny do hotelu. No ale przynajmniej
dowiedziałem się dokładnie gdzie jest dworzec
. Bilet zaś ostatecznie kupiłem przez internet dzięki uprzejmości
gospodarza mojego hostelu, który zgodził się zapłacić swoją indyjską
kartą (polska nie przechodziła). Co prawda kosztowało to 100 rupii drożej, ale przynajmniej miałem pewność, że go mam. I tak kolejny dość wyczerpujący dzień
dobiegł końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz