Indie, Nepal

środa, 2 maja 2018

Varanasi - najświętsze miasto Indii

Leniuchując dzień wcześniej, założyłem sobie pobudkę o 5,00 rano, aby zdążyć na wschód słońca. Gdy jednak zadzwonił budzik stwierdziłem, że trochę zweryfikuję plany i zostanę w Varanasi dzień dłużej, żeby podładować akumulatory przed przejazdem do Nepalu. To zatrucie jednak trochę nadszarpnęło mi siły, a doszedłem do wniosku, że niekoniecznie muszę gonić za wszelką cenę. Trochę żałowałem tej decyzji dopiero pod sam koniec wyjazdu, kiedy zabrakło mi dosłownie jednego dnia, żeby pojechać do Amritsaru. No ale w tej chwili nie byłem w stanie tego przewidzieć. Pospałem więc trochę dłużej i około 9,00 pełen już nowej energii ruszyłem na wędrówkę po mieście. Najpierw na śniadanko na pszne samosy ze straganu, a potem do świątyni Durgi, która choć relatywnie niezbyt wielka jest chyba drugą co do popularności w tym mieści.  Co dziwne zostałem wpuszczony do środka, choć do niedawna wstęp był tylko dla hinduistów. Dla mnie świątynia wyróżnia się barwą, która przypomina to co się dzieje podczas świąt, kiedy to są składane ofiary ze zwierząt.

Świątynia Durgi

Wejście do świątyni

Główne sanktuarium
 Potem próbowałem odnaleźć świątynię Hanumana, ale mi się nie udało mimo podpytywania miejscowych. Varanasi ma zdecydowanie najbardziej chaotyczny i skomplikowany układ ulic ze wszystkich dotychczas odwiedzonych miast, a same świątynie często są niewielkie i trudne do wyłuskania spośród innej zabudowy. Szwendając się jednak ulicami miasta miałem możliwość obserwowania różnych aspektów codziennego życia.
Niektóre były mocno poruszające, bo do Varanasi ściąga bardzo dużo biedoty z całych Indii i jakoś nawet nie miałem pokusy, żeby je uwieczniać na zdjęciach. Ale było też sporo normalnych jak na ten kraj, a na niektóre można spojrzeć poniżej.

Ruch uliczny
Stragany na jednej z ulic

Sklepik z przyprawami i marynatami

Drzemka w pracy 😀
Mijając takie właśnie obrazki kierowałem się w kierunku ghatu Assi, który jest położony najbardziej na południe ze wszystkich, a przy tym najbliżej mojego hostelu. Po drodze trafiłem jeszcze na piękny, choć mocno zniszczony budynek dawnego hotelu Mahendravi zbudowanego jeszcze za czasów brytyjskich w 1925 r. Takich zniszczonych budynków jest z resztą w mieście więcej. Podobno w dużej mierze jest to pokłosie gigantycznej powodzi z 1978 roku, gdy poziom wody wzrósł o 17 metrów. Na jednym z ghatów jest zaznaczona na murze linia upamiętniająca to wydarzenie.

Dawny hotel Mahendravi
Do samego ghatu trafiłem o dziwo bez większego problemu mimo tego zupełnie chaotycznego układu ulic. Gdy już do niego dotarłem, to dalej było już prosto. Ghaty bowiem, to po prostu schody i tarasy nad brzegiem rzeki, w Varanasi oczywiście Gangesu. Są one centrum życia społeczności tego miasta w różnych jego aspektach. Od tych zupełnie przyziemnych jak pranie, handel, czy pojenie bydła...

Pranie suszy się na jednym z ghatów

Właściciele poją bydło w Gangesie

...do głęboko religijnych takich jak pudża i palenie zwłok. Ale o tych ostatnich będzie dalej. Teraz najważniejsze było to, że trafiłem . No i od razu zostałem opadnięty przez masę osób oferujących rejs łódką. Tego jednak nie miałem w planach i ruszyłem piechotą na północ. 52 ghaty ciągną się na odcinku około 6 km, przechodząc płynnie jeden w drugi. Poziom wody w Gangesie jest jeszcze niski po letnich upałach, więc spacerować można do woli . Jednak szerokie lachy piasku przy drugim brzegu uświadamiają jak rzeka musi być ogromna po monsunowych deszczach. Nie zauważyłem też, żeby była jakoś specjalnie brudna mimo, że tak wiele się o tym mówi. Owszem, sporo w niej śmieci, które zbierają się w małych zakolach przy brzegu, ale woda absolutnie nie śmierdzi, jest bardziej przejrzysta niż w naszej Wiśle, a przy brzegu pływa sporo małych ryb. Siedzą też wędkarze, a rybacy wypływają łodziami na środek i łowią sieciami.. Szczerze mówiąc nie miałbym oporów, żeby się w niej wykąpać, ale nie miałem co zrobić z rzeczami 😂. Dużo bardziej zanieczyszczone było kilka innych rzek jakie widziałem później. Opisywanie wszystkich ghatów nie ma sensu, więc wspomnę tu tylko o kilku najważniejszych. Na początek ghat Assi, jeden z największych, znajduje się na nim lingam Śiwy, a wieczorem odbywa się druga co do ważności pudża.


Ghat Assi w ciągu dnia
Idąc z biegiem rzeki mijamy kolejne, aż docieramy do kolejnego z tych ważnych. To Harishchandra, pierwszy ghat kremacyjny przeznaczony dla biedniejszych ludzi. Na ghacie jest zbudowane krematorium dla tych, których nie stać na drewno. Jednak stosy również płoną, chociaż jest ich zdecydowanie mniej niż na Manikarnice.

Krematorium na ghacie Harishchandra
Stosy na ghacie Harishchandra

Po drodze możemy obserwować sceny z życia, które toczy się na ghatach. Ludzi kąpiących się w Gangesie, budowę kolejnej łodzi, czy też młodzież grającą w krykieta. Można też zobaczyć wiele rodzajów łodzi, którymi się wozi turystów, niektóre są dość wymyślne.

Pielgrzymi kąpiący się w Gangesie

Budowa kolejnej łodzi

Młodzież grająca w krykieta
Niektóre ghaty są też pokryte malowidłami symboli, które nam się raczej źle kojarzą tak jak na Jain Ghat.

Jain Ghat
Tutaj jednak swastyka jest po prostu symbolem szczęścia, a także symbolem boga Ganeśy (tego z głową słonia). W związku z tym można się na nią natknąć bardzo często. Tak wędrując dochodzi się w końcu do ghatu Dashashwamed. To właśnie tutaj co wieczór odbywa się główna ceremonia ganga aarti wraz z pudżą. Na tym właśnie ghacie życie trwa praktycznie cały czas, nawet w środku nocy można tam spotkać spore tłumy ludzi. Jest to też chyba najbardziej kolorowy ghat ze wszystkich w Varanasi 😀.

Ghat Dashaswamedh
Idąc dalej docieramy w końcu do najsłynniejszego ghatu w mieście, czyli kremacyjnego Ghatu Manikarnika. Stosy pogrzebowe płoną na nim podobno nieprzerwanie od trzech tysięcy lat, czyli od początku istnienia miasta. Na samym ghacie robienie zdjęć jest absolutnie zakazane, więc mam tylko jedno zrobione następnego dnia ukradkiem z łodzi.

Manikarnika Ghat
Nie ma jednak problemu z robieniem zdjęć na uliczkach wokół ghatu, gdzie leżą ogromne stosy drewna i wre ciągła praca związana z szykowaniem kolejnych pochówków. Tych jest bowiem naprawdę sporo. Ludzie przyjeżdżają tutaj z całego kraju specjalnie po to, żeby umrzeć w tym miejscu.

Przygotowywanie drewna na stosy

Waga do ważenia zwłok i drewna
Sprzedawcy kwiatów do dekoracji zwłok i żałobników
Ciężko mi jednak opisać atmosferę panującą w tym miejscu. Z jednej strony jest na swój sposób podniosła, widać smutek na twarzach niektórych osób. Głównie najstarszych synów, których łatwo poznać po ogolonych głowach, a którzy są głównymi postaciami ceremoniału. To oni wykonują wszystkie czynności związane z podpaleniem stosu, a potem wrzuceniem prochów do rzeki. Nie czuje się jednak takiej rozpaczy i żałoby jaka panuje u nas na pogrzebach. Wokół trwają rozmowy, wre praca, bo ciągle donoszone jest drewno, rodziny dogadują coś z donami (kasta która zajmuje się pochówkami), prochy z dopalonego stosu wędrują do rzeki, kolejne stosy są układane, a zwłoki donoszone od głównej ulicy na noszach. Uliczki są tak wąskie, że do ghatu nic nie dojedzie . Trochę później jednak już przy głównej ulicy widziałem nosze ze zwłokami przywiezione na dachu tuk-tuka. Cały proces obejrzałem dość dokładnie, przy mnie ułożono i podpalono 3-4 stosy w ciągu około pół godziny. Stos jest układany w ten sposób, ze najpierw układa się podstawę, na niej kładzie się zwłoki owinięte w całun, a potem są one przykrywane kolejną warstwą drewna. Więc gdy stos już płonie zwłok w ogóle nie widać. Zwłoki zanim zostaną ułożone na stosie zostają zanurzone w Gangesie. Cały ten rytuał jest w jakiś dziwny sposób fascynujący. Co jednak dziwne uczestniczą w nim prawie wyłącznie mężczyźni. To był jedyny ghat, gdzie w ogóle nie widziałem kobiet. Może to akurat był zbieg okoliczności, a może taki jest zwyczaj. Niestety nigdzie nie udało mi się znaleźć tej informacji. Ceremoniom przyglądałem się dość długo, ale w końcu ruszyłem dalej. Na następnym Ghacie Scindia znajduje się słynna przechylona świątynia, kto wie, czy nie najbardziej rozpoznawalna budowla Varanasi. To świątynia Ratneshwar Mahadev poświęcona Śiwie. Wg legendy zbudowana 500 lat temu w rzeczywistości powstała prawdopodobnie w 1857 r. Świątynia zaczęła się przechylać na początku XX w. i obecnie pochylona jest o 9 stopni (dwa razy więcej niż wieża w Pizie). Nie wiadomo jednak, czy po prostu tonie w mule, czy też jest to wynik wad konstrukcyjnych. Lepiej widać ją z wody, ale o tym w kolejnym poście, więc tu tylko jedna fotka.

Świątynia Ratneshwar Mahadev
Dalej jest jeszcze kilka pomniejszych ghatów, ale ja postanowiłem zagłębić się w labirynt (dosłownie!!!) uliczek starego miasta. Często tak wąskich, że w wielu miejscach swobodnie dotykałem jednocześnie ścian po obu stronach . I tu w jednej z nich mignął mi w pewnej chwili mały, otwarty prosto na nią pokoik w którym urzędował fryzjer. Niby nic takiego, ale po kilku dalszych krokach uświadomiłem sobie, że gość trzymał chyba w ręku elektryczną maszynkę co w Indiach nie jest takie częste. Zaryzykowałem i zajrzałem. Maszynka faktycznie była na stanie, choć moja domowa, to przy niej szczyt nowoczesności . Nie wypadało się już jednak wycofać. Wszystko na szczęście poszło sprawnie, choć nie obyło się też bez brzytwy .

Ta uliczka była jedną z szerszych 😀
Mój pierwszy fryzjer w Indiach


Stoisko z betelem i jakimiś naczyniami religijnymi
 Po dalszych kilkudziesięciu minutach krążenia po uliczkach starego Varanasi wydostałem się w końcu na jedną z głównych ulic biegnących wzdłuż ghatów. Tam zakupiłem pysznego ananasa (niecałe 3 zł za 2,5 kilogramową sztukę) i tuk-tukiem wróciłem na krótki odpoczynek do hostelu. Ananasem podzieliłem się z pewną sympatyczną Argentynką i właścicielem hostelu, a przed 19,00 udałem się na najbliższy ghat Assi, aby obejrzeć ceremonię Ganga aarti, czyli pudżę poświęconą bogini Gandze. Celebruje ją pięciu braminów kierowanych przez głównego kapłana. Wszystko odbywa się przy akompaniamencie muzyki, oklasków, w blasku świateł, zniczy i fleszy aparatów 😀. Bramini składają codzienną ofiarę Gandze wykonując skomplikowany układ choreograficzny. Całość trwa 45-60 minut i wygląda absolutnie niesamowicie.

Ganga aarti
Ganga aarti
 Zdjęcia nie są w stanie do końca tego oddać, dlatego mam też dla was krótki film 😀.



 

Po powrocie już tylko spać, bo jednak wschód słońca nad Gangesem, to coś, co muszę koniecznie zobaczyć 😀.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz