Indie, Nepal

niedziela, 23 września 2018

Maduraj - miasto Minakszi

Ponieważ w Chennaju złapałem wcześniejszy autobus, to do Maduraj dotarłem bardzo rano gdy jeszcze panowały ciemności. Dworzec autobusowy, który niestety jest położony na obrzeżach miasta właściwie jeszcze spał i napotkałem trochę trudności z ustaleniem jak się dostać do centrum. Oczywiście poza tuk tukami i taksówkami, bo tych nigdy nie brakuje. W końcu jednak prawie jednocześnie podjechało kilka miejskich autobusów i jeden z konduktorów wyjaśnia sprawę. Ten z numerem 48B okazuje się tym właściwym, który jedzie na dworzec kolejowy. Jadę na dworzec, bo doba hotelowa zaczyn się dopiero od 10,00, a nie ma jeszcze 6,00. Gdybym zjawił się tak wcześnie na pewno policzyliby mi za dwa dni, albo musiałbym się następnego dnia równie rano wymeldować. Tego akurat przestrzegają skrupulatnie. Na dworcu zaś spokojnie można się ogarnąć, wygodnie posiedzieć w poczekalni no i jest szybkie, darmowe wi-fi .A że hotel w sumie nie jest daleko, to wszystko pasuje. Przed dziewiątą ruszam się z miejsca, godzina to już akceptowalna różnica. Idę już kawałek, gdy zaczepia mnie gość z tuk tuka. Cenę proponuje akceptowalną, a mnie trochę bolą plecy po nocy w autobusie. I wszystko byłoby fajnie, gdyby gość znał adres pod który ma jechać. Ten oczywiście nie zna i zjeżdża gdzieś w bok pytać kolegów. Na szczęście internet w telefonie działa, więc trochę wkurzony każę mu zawracać i jechać tak jak powiem. Wysadza mnie trochę za daleko, ale to już wina niedokładnej mapy z bookinga, co niestety nie zdarza się pierwszy raz. Jednak po jakichś 15 minutach krążenia po okolicy hotel udaje się namierzyć. Ponieważ w Maduraj oprócz głównego celu dla którego przybywają tu tysiące Hindusów z całego kraju, czyli świątyni Minakszi, nie ma zbyt wiele do zwiedzania, postanawiam się trochę pobyczyć, pouzupełniać zapiski itp., a na miasto ruszyć popołudniu. Świątynię bowiem zostawiam sobie na następny dzień. W tym układzie moim głównym celem staje się cywilny odpowiednik świątyni w Maduraj, czyli Pałac Tirumala zbudowany w XVII w. przez Najaków, jedną z dynastii, które kiedyś władały miastem.

Pałac Tirumala
Pałac Tirumala
Do pałacu docieram po 40 minutach spacerowego krążenia wąskimi uliczkami starego miasta. W jego trakcie towarzyszyło mi dwóch młodych chłopaków, którzy chcieli poćwiczyć angielski. Ale de facto, to ja bardziej ćwiczyłem na nich 😂. No ale dzięki temu nawet się nie obejrzałem kiedy dotarłem do wysokich murów otaczających pałacowy teren. Niestety uliczki, które biegną wokół są równie wąziutkie jak te, którymi dotychczas szedłem i zrobienie jakiegoś sensownego zdjęcia zakrawa prawie na cud. Widać, za to, że budowla jest naprawdę duża.

sobota, 1 września 2018

Chennaj - od Marina Beach do Kapaliśwar

Trzeciego i ostatniego dnia w Chennaju wstaję z samego rana, bo mam w planie nadrobić to z czego dwa dni wcześniej zrezygnowałem, czyli popłynąć na połów z rybakami. Z samego rana, to było około 6,00, więc już przed 7 rano podążam wzdłuż pustej Marina Beach. W ciągu dnia z bliska, ta olbrzymia połać piasku robi jeszcze większe wrażenie niż wieczorem. Idąc promenadą nie widać linii brzegu.

Marina Beach
Na promenadzie kręcą się jacyś nieliczni ludzie, trafiają się nawet amatorzy biegania, ktoś inny medytuje na ławeczce, ale generalnie jest pusto w porównaniu z tłumami, które ciągną tu w środku dnia . Mijam po drodze pomnik Mahatmy Gandhiego, aż w końcu docieram do rybackiej części plaży.