Indie, Nepal

sobota, 4 kwietnia 2020

Mumbaj - spacerkiem po największym mieście Indii

Po ponad 11 godzinach jazdy z Goa wysiadłem na jednym z największych i najsłynniejszych dworców kolejowych w Indiach - Victoria Terminus. Oczywiście w Mumbaju, największym mieście Indii i jednym z największych miast świata.

Dworzec Victorii
O dworcu będzie jednak później, bo o 6 rano nie miałem głowy do podziwiania jego architektury, ale o znalezieniu zarezerwowanego wcześniej hostelu. Na szczęście udało mi się znaleźć taki, który był niedaleko dworca. Poddałem się więc naporowi porannego tłumu ludzi (a codziennie rano wysiadają ich na tym dworcu dziesiątki tysięcy) i ruszyłem do wyjścia. Po wyjściu na zewnątrz było już łatwiej, bo tłum zaczął się rozpraszać. Przeszedłem dwa skrzyżowania i ruszyłem uliczką przy której powinien wg mapki być mój hostel.

I nawet o dziwo był, co nie zawsze było takie pewne. Lokalizacja na mapkach bookinga często miała skłonności do przenoszenia hoteli tam, gdzie nikt o nich nawet nie słyszał. Jednak gdy do niego wszedłem czekała mnie niemiła niespodzianka. Młody chłopak z obsługi poinformował mnie, że nie ma żadnych wolnych miejsc. Na nic zdała się dyskusja na temat mojej rezerwacji, podróży itd. Nie ma miejsc i koniec. Musiałem szybko szukać czegoś innego. Na szczęście internet w telefonie działał, więc dość szybko znalazłem drugi hostel, który był całkiem niedaleko. Przynajmniej wg adresu, bo aplikacja bookinga lokowała go na środku morza 😂. Na szczęście na normalnej mapie wyświetlał się normalnie. Ruszyłem więc z powrotem ulicą w stronę dworca. Po drodze rozglądałem się też za kantorem, bo kończyła mi się już gotówka. Kantoru co prawda nie zauważyłem, mnie za to zauważył jeden z licznych naganiaczy. Był co prawda zawiedziony, gdy powiedziałem mu, że nie potrzebuję noclegu, ale na wzmiankę o wymianie pieniędzy trochę się rozpromienił i kazał iść za sobą. Ruszyliśmy więc, on przodem, a ja za nim, wypatrując obiecanego kantoru. Po paru minutach stanęliśmy jednak nie pod kantorem, a pod kafejką internetową, gdzie gość pewny swego zaczął zapraszać mnie do środka. Trochę zgłupiałem, bo nie o internet mi chodziło. Myślę sobie, że mój angielski jak nic spłatał mi figla, ale jednak wchodzę. A tam faktycznie stoją komputery i siedzi zażywny właściciel, który pilnuje interesu. Mój przewodnik szybko wymienia z nim kilka zdań w hindi i już po chwili słyszę pytanie ile chcę wymienić. Okazało się, że jak to w Indiach lokal jest wielobranżowy 😀. Mówię, że 100 dolarów, ale nauczony doświadczeniem pytam o kurs i prowizję, bo nigdzie nie ma żadnych wywieszek. Okazuje się, że kurs wynosi 64 rupie za dolara, więc całkiem nieźle, a prowizji brak. Dobijamy więc targu. Po wyjściu mój przewodnik rusza szukać kolejnych potencjalnych klientów, a ja do drugiego hostelu. Ulicę znalazłem całkiem szybko, bo było niedaleko, nijak nie mogłem jednak namierzyć właściwego numeru. Był jeden wyżej i jeden niżej, a tego właściwego (no i hostelu) brak. Powoli zacząłem się denerwować... Zacząłem jednak pytać ludzi i trzecia chyba z kolei osoba pokierowała mnie w wąziutkie wejście na podwórko między budynkami. No i hostel się znalazł. Szybko dopełniłem formalności z właścicielem, dostałem łóżko (miałem fart, bo było to ostatnie wolne miejsce) i szafkę w malutkiej salce. Tak małej, że miejsca było tylko na to, żeby stanąć między jednym piętrowym łóżkiem, a drugim. Ale w końcu zamierzałem tam tylko spać, więc nic innego nie było mi potrzebne. Szybko się ogarnąłem, schowałem bagaż i mogłem w końcu ruszyć na spotkanie z miastem. Jak już wspomniałem na początku Mumbaj to największe miasto Indii, choć niektóre źródła twierdzą, że drugie po Delhi. Nieoficjalnie wraz z aglomeracją mieszka w nim ponad 25 mln osób, a jego powierzchnia wraz z obszarami metropolii to około 4350 km kwadratowych. Wyobraźcie więc sobie, że 2/3 ludności polski mieszka na obszarze Warszawy i kilku otaczających ją powiatów, bo mniej więcej taka to jest powierzchnia. Jak już sobie wyobrazicie, to może przestaniecie narzekać na tłumy w takiej przykładowej Warszawie 😂. Wracając jednak do Mumbaju. Jak napisałem miasto jest ogromne, więc szczególnie na początku potrafi trochę przytłoczyć. Jednak na moje szczęście większość najciekawszych obiektów w Mumbaju pochodzących z epoki kolonialnej (Mumbaj jak na Indie jest młodym miastem, bo zaczął się rozwijać dopiero w XVII w.) położona jest dość blisko siebie w dzielnicach Fort, Colaba i Churchgate i spokojnie można je obejść piechotą. Postanowiłem zrobić sobie okrążenie po nich zaglądając po drodze do najciekawszych obiektów. Pierwszym przystankiem na mojej drodze była katedra św. Tomasza. Powstała w latach 1672-1718 i jest najstarszą brytyjską budowlą w Mumbaju. Kiedyś wznosiła się na obrzeżu miasta, obecnie jest ściśle otoczona okolicznymi budynkami. Dookoła jest jednak niewielki ogród, a zieleń palm i drzew w nim rosnących ładnie się komponuje z jej białą bryłą. W środku możemy podziwiać piękne witraże i liczne rzeźbione nagrobki, w tym pierwszego biskupa Mumbaju, Thomasa Carra. No i co ważne dla tych, którzy źle znoszą upały, to w środku panuje przyjemny chłód, gdyż białe ściany skutecznie odbijają promienie słońca.

Katedra św. Tomasza
I jej wieża
Główna nawa
Nagrobek Thomasa Carra
I kilka innych


Fontanna przy katedrze
Jak wspomniałem katedra jest teraz ściśle otoczona budynkami z których jeden, pochodzący z epoki kolonialnej Elphinstone Building prezentuje się bardzo ciekawie.

Elphinstone Building
Kawałeczek dalej doszedłem do dużego ronda Horniman Circle otoczonego równie pięknymi klasycznymi budynkami. Pomiędzy nimi znajdziemy też budynek Biblioteki Towarzystwa Azjatyckiego. To bardzo popularne miejsce wśród młodych par, które przyjeżdżają tu na sesje fotograficzne. Często również kręci się tu filmy, bo przecież Mumbaj, to stolica indyjskiej kinematografii. W Bollywood kręci się rocznie więcej filmów niż w jego amerykańskim pierwowzorze 😀. Niestety właśnie trwał remont głównych schodów, więc budynek nie prezentował się tak spektakularnie jak zwykle. Natomiast pośrodku ronda znajduje się niewielki, ale bardzo ładny park, gdzie można sobie spokojnie przysiąść i odpocząć. Ja też postanowiłem chwilę odetchnąć. Parę łyków zimnej coli przywróciło mi energię.

Budynki otaczające Horniman Circle
Biblioteka Towarzystwa Azjatyckiego
Wnętrze parku

Od ronda ruszyłem na południe w kierunku jednej, a właściwie dwóch (są tuż obok siebie) z najsłynniejszych budowli Mumbaju. Te dwie budowle to oczywiście Brama Indii i hotel Taj Mahal. Po drodze do nich szedłem dosyć długo wzdłuż terenów indyjskiej marynarki wojennej. Prowadzą na nie bramy nazwane od różnych drapieżników. Na przykład Brama Lwa, czy Brama Geparda. Oczywiście nie da się tam jednak wejść z ulicy 😂. Gdy doszedłem pod Bramę Indii oczywiście powitały mnie tłumy ludzi, które tam się nieustannie przewijają. Wielobarwny potok Hindusów i turystów przybywających podziwiać potężny łuk triumfalny, który miał uczcić wizytę króla Jerzego V w 1911 r. Ostatecznie jednak ukończono go dopiero w 1924 r. Zbudowano go w stylu indo-saraceńskim nad samym brzegiem zatoki. Wznosi się nad nią na wysokość 26 metrów. Zaraz obok niego wypływają stateczki na słynną wyspę Elefanta (kasy biletowe są na nabrzeżu). Ponieważ jednak rejs trwa godzinę, na miejscu też się schodzi dosyć długo, a było już po 15,00 postanowiłem tam popłynąć następnego dnia. Po obowiązkowej serii zdjęć z Bramą Indii zwróciłem swój wzrok w drugą stronę na hotel Taj Mahal, chyba najsłynniejszy hotel w Indiach podobnie jak budowla od której wziął nazwę. Został zbudowany w 1903 r. przez Jamsetjiego Tatę, założyciela koncernu Tata, jednego z największych na świecie. Wg popularnej historii decyzję podjął po tym jak nie wpuszczono go do jednego z hoteli "tylko dla białych", chociaż raczej nie jest ona prawdziwa 😀. Budynek jest ogromny i chociaż jego architektura prezentuje mieszankę kilku stylów, to prezentuje się naprawdę pięknie. Podobno równie pięknie prezentuje się w środku od strony dziedzińca i basenu, ale to już musicie poszukać zdjęć w necie, bo do środka nie wchodziłem. Wiąże się też z nim niestety smutna historia, bo w 2008 roku miał w nim miejsce jeden z najtragiczniejszych zamachów terrorystycznych w Indiach podczas którego zginęło 31 osób. Po zamachu został ponownie otwarty w 2010 roku i znowu można go podziwiać w całej okazałości. Zaraz obok Bramy Indii, hotelu Taj Mahal i bulwaru między nimi stoi też pomnik słynnego hinduskiego mnicha Vivekanandy, którego mauzoleum miałem okazję odwiedzić w Kanyakumari.

Brama Lwa
Brama Indii

Tędy wypływają stateczki na Elefantę
Hotel Taj Mahal
Pomnik Vivekanandy
 Moim kolejnym celem, może niezbyt spektakularnym była siedziba Armii Zbawienia, jednej z największych organizacji charytatywnych na świecie. Chciałem ją zobaczyć po tym jak odwiedzili ją twórcy serialu "77 słoni", który to bardzo mi pomógł przy tworzeniu planu tej podróży. Pokazali ją jako jedno z miejsc, gdzie można znaleźć jeden z najtańszych noclegów w Mumbaju, który jak na Indie nie jest tanim miastem. Sprawdziłem, czy nadal tak jest w rzeczywistości. Ceny za dormitorium faktycznie są przystępne, choć w moim hostelu było taniej 😂. O tym, że Mumbaj nie jest tani można się przekonać kawałeczek dalej odwiedzając jeden z najsłynniejszych lokali w tym mieście Leopold Cafe. Powstała już w 1871 r. i była miejscem spotkań miejscowej śmietanki kolonizatorów, a w czasach późniejszych licznych turystów. Kawiarnia zawitała też na strony słynnej powieści "Shantaram". Niestety w 2008 r. podobnie jak hotel Taj Mahal padła ofiarą ataku terrorystów podczas którego zginęło 10 osób. Ślady po tym wydarzeniu (dziury w ścianach po kulach) zostały zachowane i można je zobaczyć do dzisiaj. Teraz jednak znów jest tam tłumnie mimo wysokich cen (piwo kosztuje ponad 15 zł!), a na wolny stolik trzeba się trochę naczekać. Mnie już finansowo nie stać na takie fanaberie, więc odpuszczam konsumpcję i tylko na chwilę zaglądam do środka. Na ścianach wisi mnóstwo zdjęć i plakatów starych i nowych gwiazd filmu, muzyki i sportu z których część być może nawet kiedyś tu zawitała. Tworzy to fajny klimat, tylko te ceny... Napatrzywszy się do woli ruszam więc spokojnie dalej, by po chwili dotrzeć do dużego ronda SP Mukherjee Chowk na środku którego wznosi się fontanna Wellingtona (niestety w czasie mojej bytności była w renowacji, więc nie mam zdjęcia). Na jednym z rogów wznosi się też kolejny fantastyczny budynek z epoki kolonialnej. Przy tym rondzie znajdują się też dwa z największych i najważniejszych muzeów Mumbaju. Pierwsze to National Gallery of Modern Art, które przyciąga oczywiście miłośników sztuki nowoczesnej. Po drugiej stronie ulicy wznosi się zaś gmach Chatrapati Shivaji Maharaj Vastu Sangrahalaya. Tak od kilku lat nazywa się dawne Muzeum Księcia Walii. Budynek stanowiący mieszankę różnych stylów (projektu tego samego architekta, który zaprojektował Bramę Indii) jest ogromny podobnie jak park w którym jest położony. Znajdziemy w nim bogate zbiory historyczne i nie tylko z całych Indii. Są również ekspozycje na których prezentowane są zabytki z innych krajów, które przez stulecia trafiły do Indii. Na zwiedzanie trzeba poświęcić kilka godzin, więc ja nie mając zbyt wiele czasu musiałem zrezygnować. Tym bardziej, że cena biletu dla turystów (500 rupii plus dodatkowa opłata 250 rupii za robienie zdjęć telefonem, aparat był jeszcze droższy) była średnio zachęcająca (aktualnie jest jeszcze drożej 😕). Niestety i tak zostałem uziemiony, bo gdy zapoznawałem się z cennikiem lunął deszcz. Wiedziałem, że raczej nie potrwa to długo jak większość deszczy podczas monsunu, ale nosa spod daszka przy kasach nie dało się wyściubić, bo też jak to podczas monsunu z nieba leciała ściana wody 😂. Więc tak sobie stałem i czekałem planując dalszy spacer. I gdy po 40 minutach wyszło słońce byłem gotów. Jednak najpierw jeszcze uprosiłem strażników, żeby na chwilę wpuścili mnie na dziedziniec, gdzie na trawniku wznosi się, albo raczej leży piękna statua głowy Buddy.
Siedziba Armii Zbawienia
Leopold Cafe z zewnątrz...
I w środku

Zwykły budynek, czy już zameczek 😀?
Chatrapati Shivaji Maharaj Vastu Sangrahalaya

Z muzeum ruszyłem dalej w stronę terenów Uniwersytetu Mumbajskiego i słynnego Owalnego Majdanu. Po drodze minąłem budynek Biblioteki Davida Sassoona, która jest najstarszą biblioteką w Mumbaju. Powstała już w 1870 roku i działa bez przerwy do tej pory. Uniwersytet jest tylko kawałeczek dalej, niestety od czasu zamachów w 2008 roku nie można wejść na jego teren. No chyba, że tak jak ja uprosi się ładnie strażników, żeby choć na chwilę przekroczyć bramę, żeby móc zrobić zdjęcia. Choć początkowo nie chcieli się zgodzić, to po 10 minutach rozmowy podczas której opowiedziałem co już widziałem w Indiach, jak bardzo mi się podobało, gdy pokazałem zdjęcia, które jeszcze miałem w aparacie i zacząłem robić bardzo zmartwioną minę, że nie będę miał pamiątki z tego pięknego miejsca zaczęli ulegać. W końcu ich opór skruszał i miałem parę minut, żeby zrobić zdjęcia tych pięknych wiktoriańskich budynków - uniwersytet został założony w 1854 r. Trochę młodsza, ale niewiele, bo została ukończona w 1878 r. jest piękna wieża zegarowa Rajabai. Jest wysoka na 85 m, a przy jej budowie wzorowano się na słynnym londyńskim Big Benie (no dokładnie to na wieży na której jest zamontowany 😀). Kiedyś można było na nią wejść, ale zamknięto ją dla publiczności jeszcze wcześniej niż resztę terenów uniwersyteckich, bo niestety było wiele przypadków samobójstw... Obecnie najlepiej ją podziwiać z terenów Owalnego Majdanu, który od końca XX w. jest największym i najbardziej popularnym w Mumbaju terenem rekreacyjnym. Wcześniej było to dość szemrane i zaniedbane miejsce, ale teraz codziennie zbierają się tam tłumy ludzi. Część sobie spokojnie odpoczywa i piknikuje, ale jest sporo takich, którzy preferują aktywność fizyczną. Od jogi, przez bieganie, piłkę nożną, aż do niekwestionowanego sportowego króla tego miejsca - krykieta. Gry która jest u nas właściwie nieznana, ale w Indiach jest niekwestionowanym numerem jeden. Gra się w niego wszędzie, gdzie jest kawałek wolnego miejsca (pamiętacie zdjęcie z Varanasi, gdzie dwóch chłopców gra na ghatach 😉?), grają młodzi i starsi, na mecze ligowe przychodzą tysiące ludzi, a mecze reprezentacji skupiają przed telewizorami wszystkich, którzy mają do nich dostęp. W krykiecie mała piłkę rzucaną przez jednego z graczy przeciwnik musi odbić płaskim kijem, tak aby piłka nie strąciła palików tworzących bramkę. Próbowałem i uwierzcie nie jest to takie proste 😂. Jak ktoś będzie w Indiach, to polecam, bo Hindusi są z krykieta bardzo dumni i na pewno chętnie pozwolą spróbować z czym to się je w tej rekreacyjnej wersji. Wystarczy poprosić 😀. Z Majdanu miałem już tylko kawałeczek do Marine Drive, słynnej mumbajskiej nadmorskiej promenady. Często jest ona nazywana "Naszyjnikiem Królowej" bowiem światła, które oświetlają ją w nocy podkreślają jej łukowaty kształt. Ciągnie się ona na długości 4 kilometrów wzdłuż zatoki od Nariman Point na południu (blisko miejsca gdzie ja na niż trafiłem), aż do najpopularniejszej plaży w mieście Chowpatty Beach. Na Marine Drive podobnie jak na Majdanie zawsze kręcą się tłumy ludzi. Ja przespacerowałem sie nią kawałek, a potem wsiadłem do autobusu, bo chciałem jeszcze zobaczyć mumbajskie akwarium Taraporevala. Znajduje się ono bardzo blisko północnego końca promenady, tuż przed Chowpatty Beach. Czytałem o nim sporo pochlebnych opinii, więc gdy wysiadłem przy okazałym budynku spodziewałem się zobaczyć sporo ciekawych morskich stworzeń. Niestety po wejściu do środka dość mocno się rozczarowałem. Akwaria są niewielkie, niby podmorski tunel, który można zobaczyć na niektórych zdjęciach w necie, to dosłownie dwa metry, jednym słowem nic specjalnie ciekawego. Jedyne co było dla mnie warte uwagi, a czego nie widziałem wcześniej w innych podobnych obiektach, to węże morskie. Niestety zrobienie im zdjęć przez szyby akwariów było praktycznie niemożliwe. Po wyjściu byłem na siebie trochę zły, bo straciłem na to dość sporo czasu, który mogłem spożytkować lepiej. A tak zaczął zbliżać się już wieczór, więc pora była wracać do hostelu, bo następny dzień zapowiadał się też mocno intensywnie. Do hostelu bez problemu dojechałem autobusem z którego wysiadłem przy dworcu Wiktorii. Niedaleko dworca jak zwykle roiło się od straganów z jedzeniem, więc jeszcze szybko wrzuciłem coś na ruszt, a już kilka minut później byłem w hostelu i wdrapywałem się na swoje piętrowe łóżko 😀.

Biblioteka Davida Sassoona
Budynki uniwersyteckie

Wieża zegarowa Rajabai
Uniwersytet

Wieża zegarowa widziana z Majdanu
Widok na zatokę Back Bay w kierunku plaży Chowpatty
Marine Drive - widok w kierunku Nariman Point
I na samym bulwarze (nie wiem czemu Hindusi mają manię robienia przekrzywionych zdjęć 😂)

2 komentarze:

  1. Pozdrowienia od współtwórcy ,,77 Słoni" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :-). Naprawdę wiele z niego skorzystałem planując tą wyprawę. I w sporej części odwiedzone przeze mnie miejsca pokrywają się z tymi, które Wy odwiedziliście tworząc film :).

      Usuń