Indie, Nepal

piątek, 27 kwietnia 2018

Wędrówki po Orchy cd.

Rano pierwsze kroki kieruję do zespołu pałacowego, który jest główną atrakcją miasteczka. Wszystkie pałace zostały zbudowane na małej wyspie na rzece Betwa i droga do nich prowadzi przez niewielki most. Po wyspie można chodzić swobodnie, więc chociaż większość osób kieruje się prosto do głównego kompleksu, to ja na przystawkę postanawiam obejść wysepkę dookoła. Można na niej znaleźć sporo ruin mniejszych pałacyków i innych budowli (np. stajni wielbłądów). Można też podziwiać widoki na panoramę głównego kompleksu. Pięknie to musi wyglądać po monsunie, gdy wszystko jest zielone, ale teraz była końcówka pory suchej, więc krajobraz był trochę w pustynnych barwach 😀. Ale i to ma swój urok.

Widok na Jahangir Mahal

U podnóża Raj Mahal
Jeden z mniejszych pałacyków
Khana Hammam (łaźnie królewskie)
Raj Praveen Mahal
Tych ruinek i budowli było oczywiście sporo więcej, więc trochę czasu mi się zeszło zanim dotarłem do głównego kompleksu. Tutaj już musiałem kupić bilet i zostałem kompletnie zaskoczony. Cena 250 rupii, czyli dokładnie tyle co w przewodniku. To był jedyny (!!!) bilet, który nie zdrożał w stosunku do cen z 2015 chociaż kompleks jest zarządzany przez ta samą instytucję, która wszędzie indziej podniosła ceny dwukrotnie... Mówię już oczywiście o całym okresie podróży. Nie powiem jednak, żeby mnie to zmartwiło 😀. Mogłem się więc zająć spokojnie zwiedzaniem. Dwa główne pałace Raj Mahal i Jahangir Mahal. Pierwszy to właściwy pałac królewski, ale ciekawa jest historia tego ostatniego. Został bowiem zbudowany tylko i wyłącznie na jedną okazję. Wizytę cesarza Dżahangira, który wtedy władał większością północnych Indii. Cesarz przenocował w nim dosłownie raz. Widząc skalę tej budowli po prostu niewiarygodne. No ale na pierwszy ogień idzie Raj Mahal, który znajduje się najbliżej wejścia. Już wejście pod pierwsze krużganki robi spore wrażenie, witają nas bowiem piękne, naprawdę całkiem nieźle zachowane freski, co w większości przypadków indyjskich zabytków jest rzadkością. Potem jest jeszcze lepiej, bo w pałacu można wejść praktycznie wszędzie, aż na najwyższe krużganki. Tak jest z resztą w całym kompleksie z jednym wyjątkiem Sheesh Mahal w którym rząd stanowy urządził hotel.

Główny dziedziniec Raj Mahal
Kilka fresków


Z najwyższych krużganków Raj Mahal roztacza się piękny widok na Sheesh Mahal, który kiedyś musiał wyglądać przepięknie, bo cały był pokryty niebieską mozaiką, która teraz zachowała się tylko na górnej kondygnacji,

Sheesh Mahal
dachy Jahangir Mahal,

Jahangir Mahal
krużganki samego Raj Mahal,


ale też na miasteczko, w tym na świątynie Ćaturbhudża i Rama Raja.

Panorama Orchy
Po chwilowym błądzeniu po labiryncie korytarzyków (jeszcze większy labirynt jest w Jahangir Mahal 😀) udało mi się wydostać na dziedziniec i udać do większego z pałaców. Jak już pisałem, to niewiarygodne, że tak ogromną budowlę budowano tylko w celu zapewnienia jednego noclegu cesarzowi i jego dworowi.

Jahangir  Mahal (po lewej Sheesh Mahal)
Jedna z bram do Jahangir Mahal
Główny dziedziniec Jahangir Mahal
W salach Jahangir Mahal nie zachowały się niestety żadne zdobienia, ani freski, ale i tak krążenie po labiryncie jego korytarzy w celu wyjścia na najwyższy poziom sprawiło mi mnóstwo frajdy. Naprawdę musiałem się sporo nagłówkować 😂. Ale było warto. Widoki z górnego poziomu wszystko wynagradzają.

Widok na Raj Mahal

Widok na Sheesh Mahal
Na górnej kondygnacji spotkałem też bardzo sympatyczną hinduską rodzinę, która poprosiła mnie o "selfi" (Hindusi zawsze używają tego określenia jak proszą o zdjęcie). Nie mogłem odmówić 😀.

Z hinduską rodzinką 😀
 Na tym przyszło mi zakończyć wizytę w pałacach i udać się dalej do zespołu cenotafów władców Orchy. W moim zwiedzaniu nastąpiła jednak niespodziewana przerwa. Po drodze z pałaców do chatri musiałem się schronić w przydrożnym hoteliku, bo rozpętał się pierwszy monsunowy deszcz. Lało i wiało prawie przez godzinę, a temperatura spadła o jakieś 20 stopni. Skutki też były niezłe, od pani wlewającej wodę z dachu szałasy, przez mały wodospad na ghatach do głębokiej na pół metra kałuży 😂.


Monsunowy deszcz, jeszcze delikatny 😂

Po deszczu pani wylewa wodę z dachu swojej budki

Mały wodospad

Dzień wcześniej szedłem środkiem tej ulicy 😂
 Do cenotafów jednak dotarłem. Imponują wielkością , a te najlepiej utrzymane położone są w pięknym ogrodzie. Obowiązuje do nich ten sam bilet wstępu co do kompleksu pałaców. I coś w tym jest, bo z zewnątrz ćhatri przypominają małe pałace. Wnętrza są jednak identyczne i puste. Całość jednak naprawdę mi się podobała. W kompleksie zobaczyłem też pierwsze sępy z których jeden szczególnie ładnie zapozował jakby był figurą wieńczącą szczyt dachu 😀. Szkoda tylko, że nie miałem aparatu z lepszym obiektywem.





To nie figurka 😀
 Stamtąd już bez niespodzianek udałem się do świątyni Ćaturbhudź. Wstęp teoretycznie z biletem, ale nikt go nie chciał . Generalnie świątynia ze względu na swoją wielkość robi dużo większe wrażenie z zewnątrz, bo w środku jest mocno zaniedbana. Do tego stopnia, że nawet nie mam żadnych ciekawych zdjęć (z zewnątrz zaprezentowałem ją już wczoraj). Do tego największa atrakcja, czyli możliwość wspięcia się pod dach została samozwańczo zaanektowana przez jakichś miejscowych, którzy oczywiście chcieli kasy za zdjęcie kłódki z wejścia na schody. Olałem więc sprawę i udałem się do leżącej nieco na uboczu i na szczycie wzgórza (co widać po drodze) świątyni Lakszmi-Narajany. Turyści tam praktycznie nie trafiają, bo trzeba się za dużo wspinać. Za to w środku można znaleźć piękne i całkiem dobrze zachowane freski, a po wspięciu się na szczyt jej najwyższej wieży również piękną panoramę Orchy. I nie trzeba za to dodatkowo bulić . Trzeba za to mocno uważać na schodkach, bo szczerze mówiąc nie są zbyt bezpieczne. Jak to mówią, tradycyjnie łatwiej wejść niż zejść 😂.

 
Droga na szczyt, było trochę bardziej stromo niż wygląda na zdjęciu 😂


Świątynia Lakszmi-Narajany od frontu...

... i z boku

Przed wejściem

Wnętrze świątyni

I kilka fresków






 
Najwyższa wieża świątyni


I panorama Orchy właśnie z niej

Na koniec jedno zdjęcie w trakcie powrotu do hostelu z cyklu prawdziwsze Indie. Niestety takie widoki też tam do rzadkości nie należą i trzeba się jakoś z nimi oswoić jesli się chce tam normalnie funkcjonować.



Z hostelu udałem się na tempo do Jhansi skąd miałem pociąg do Lakhnau. Okazało się to jednak najbardziej błędną decyzją logistyczną tego wyjazdu (patrząc już z perspektywy po powrocie). Chociaż może źle to ująłem, sama decyzja nie była zła, ale jej skutki nie były delikatnie mówiąc zbyt przyjemne... Ale to już w kolejnej części 😀.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz