Indie, Nepal

środa, 10 października 2018

Maduraj - w świątyni Minakszi

Drugiego dnia w Maduraj miałem tylko jeden cel. Wizytę w świątyni Minakszi, jednej z największych w Indiach do której przybywają tłumnie pielgrzymi z całego kraju. Świątynia pochodzi z XVII w., zajmuje obszar 6 ha, na jej terenie wznosi się 12 wspaniałych gopur pokrytych ogromną liczbą rzeźb. Wnętrza są równie wspaniałe. Jednak dzięki temu, że przeznaczyłem na jej zobaczenie cały dzień nie musiałem się zrywać o świcie. Po śniadaniu spokojnym spacerem, jeszcze w krótkich spodenkach docieram do wejścia w zachodniej gopurze.

Zachodnia gopura
 Tam jednak uprzedzony po wczorajszej rozmowie ze strażnikami przypinam nogawki, nareszcie się przydały . Buty zostawiam w przechowalni i idę do właściwego wejścia. Tam jednak okazuje się, że przepisy dotyczące ubioru są bardziej restrykcyjne niż się wczoraj dowiedziałem. Trzeba też zdjąć skarpetki...
Wiem, wydaje się to śmiesznym problemem, ale bynajmniej nie chodzi tu o to, że można się pobrudzić, na coś nadepnąć itp. Problemem jest to dlatego, że jest godzina 11,00, słońce prawie w zenicie, a między zewnętrznym murem z gopurami, a właściwym wejściem rozciąga się spory dziedziniec wyłożony kamiennymi płytami. Aa te płyty są rozgrzane może nie do czerwoności, ale naprawdę solidnie .
 
Płyty na tym dziedzińcu były naprawdę solidnie rozgrzane 😂
Prawie że biegiem docieram więc do wewnętrznego muru wokół którego biegnie na szczęście wąskie zadaszenie w którego cieniu da się jakoś stąpać. A muszę obejść spory kawałek, bo okazuje się, że wewnętrzne wejście od zachodu jest zamknięte i trzeba iść do południowego. Idę więc podziwiając ogromne, pięknie rzeźbione i żywo malowane gopury górujące nad całym kompleksem. Te żywe barwy wydają się trochę dziwne, bo większość z nas kojarzy te hinduskie świątynie raczej ze zdjęć kompleksu w Khajuraho, gdzie kolorów już nie ma, albo innych świątyń z północy, gdzie te malowania są dużo bardziej oszczędne. Tutaj na pierwszy rzut oka wydają się trochę tandetne w naszym rozumieniu sztuki, ale mi się podobają. Dzięki temu, że w końcu wchodzę południowym wejściem trafiam od razu na święty staw wewnątrz kompleksu. Na jego środku wznosi się dumnie złota kolumna.

Świątynny staw
Pół odkryte korytarze, które go otaczają są pokryte niesamowitą wręcz liczbą rzeźb, malowań i mozaik na ścianach, podłogach i sufitach.

Korytarz przed sanktuarium Minakszi
Mi szczególnie spodobała się ogromna mandala przed wejściem do jednego z dwóch głównych sanktuariów świątyni. To sanktuarium Minakszi. Minakszi jest uważana za jedno z wcieleń Parwati. Wg legendy urodziła się z trzema piersiami, ale Śiwa przepowiedział jej rodzicom, że trzecią niepotrzebną straci gdy wyjdzie za mąż. I tak też się stało, gdy on sam ją poślubił. Dlatego też to właśnie jego sanktuarium jest drugim najważniejszym w kompleksie. Niestety do obu wstęp mają tylko i wyłącznie hinduiści. Ale i bez zaglądania do nich jest co podziwiać. Podążam więc labiryntem raz to pięknie malowanych, innym razem dość ciemnych korytarzy podziwiając kolejne rzeźby i pomniejsze kapliczki innych z licznego panteonu hinduskich bóstw.



Po godzinie chodzenia i zaglądania w różne zakamarki dotarłem na przeciwną stronę świątyni przed wejście do sanktuarium Śiwy. To chyba najbardziej interesujące ogólnodostępne miejsce. Ogromna sala kolumnowa na obrzeżach której mieście się około 10 mniejszych kaplic/ołtarzy, a pośrodku naprzeciwko wejścia do sanktuarium jest niesamowicie bogato zdobiona kaplica kilku innych awatarów Śiwy i Minakszi oraz świętego byka Nandi. Wiele rzeźb i zdobień w tym miejscu wręcz kapie od złota, a w samym centrum pyszni się złota kolumna symbolizująca władzę Śiwy nad całym światem. Wygląda to po prostu bajecznie. Ciężko opisać tą feerię barw i światła. Nawet zdjęcia tego nie oddają. Bo do tego dochodzi dosyć gwarna i radosna atmosfera, która panuje w tłumach pielgrzymów, a udziela się wszystkim dookoła. Jest powiedziałbym wesoło, dużo bardziej niż w innych świątyniach.

Sala kolumnowa przed sanktuarium Śiwy
Kaplica Byka Nandi
Kaplica Byka Nandi
Zewnętrzne sanktuarium Śiwy
I jego złota kolumna
Jedna z bocznych kaplic
Jedna z rzeźb Śiwy obok wejścia do jego sanktuarium
Spędziłem w tym miejscu naprawdę sporo czasu podziwiając misterne zdobienia i chłonąc atmosferę. Co najlepsze można sobie spokojnie przysiąść na podłodze, żeby obserwować przepływający barwny tłum. Choć może nie do końca tak spokojnie, bo oczywiście nie mogło się obyć bez próśb o wspólne zdjęcia 😀. W końcu jednak trzeba było się ruszyć. Salę kolumnową opuściłem korytarzem prowadzącym do wschodniego wyjścia. Ten korytarz, to coś w rodzaju religijnej galerii handlowej. Po jego obu stronach kupcy na swoich straganach oferują różnego rodzaju dary wotywne, składane następnie przez wiernych w ofierze. Zaś na jego środku znajdujemy małe ołtarzyki, w tym świetego byka Nandi.

Wschodni korytarz
Ołtarzyk byka Nandi
Mnie ze wszystkich straganów najbardziej zainteresowało kilka z prasadą, czyli różnymi rodzajami poświęconego jedzenie w formie małych najczęściej słodkich przekąsek. Postanawiam spróbować wszystkich  po kolei, ale poza jedną nie przypadają mi specjalnie do gustu. Jednej w ogóle nie tykam, bo jest to coś w rodzaju galarety zawiniętej w liść bananowca i trzeba by się przy jedzeniu solidnie upaprać jak poniewczasie zauważyłem przyglądając się innym ludziom 😂. 
Kawałek dalej ze wschodniego korytarza można wejść do świątynnego muzeum, czego oczywiście nie omieszkałem uczynić. Muzeum mieści się w kolejnej olbrzymiej mandapie, czyli wielokolumnowej sali. Każda z kolumn jest oczywiście pokryta rzeźbami różnych fantastycznych stworzeń. W muzeum zgromadzono ogromną kolekcję rzeźb, w tym również pochodzących z wcześniejszych wcieleń kompleksu. Przypomnę, że obecny pochodzi z XVII w., ale pierwsze miejsce kultu powstało tutaj już 1000 lat wcześniej. Rzeźby są przeróżne, od przepięknych, ogromnych postaci bóstw do malutkich, misternie wykonanych miniaturek z kości słoniowej. Królewskie miejsce zajmuje jednak piękny, wykonany z brązu posąg Śiwy Nataraja, czyli Tancerza. W muzeum możemy zobaczyć też np. makietę całego kompleksu (nie wiem dlaczego mnóstwo osób wrzuca do gabloty swoje zdjęcia), olbrzymie, bogato zdobione drzwi, które kiedyś chroniły główne wejście, czy też obrzędowe wozy.

Zdobione kolumny
Posąg Parwati jako jedna z kolumn
Śiwa Nataraja
Posąg Ganeshy
Śiwa i Parwati (Minakszi)
Posąg Minakszi, jeden z dwóch zachowanych, które przedstawiają ją z trzema piersiami
Śiwa dosiadający Garudy
Miniaturka z kości słoniowej
I kolejne 😀
Olbrzymie drzwi
Makieta kompleksu
Po wyjściu z muzeum kontynuuję obchód świątyni kolejnymi korytarzami, czasami wychodząc na mniejsze dziedzińce z których widać imponujące gopury.


W końcu docieram do punktu w którym wchodziłem. Trudno uwierzyć, bo to niby tylko jeden budynek, ale na jego zwiedzaniu zeszło mi się prawie 5 godzin. Mi osobiście trudno też było uwierzyć, że kamienie na dziedzińcu po których muszę przejść, żeby dotrzeć do moich butów są jeszcze bardziej gorące niż rano... Naprawdę miałem wielką ochotę złamać zakaz dotyczący chodzenia w skarpetach...Ostatecznie jakoś dotarłem do szatni i po pozbyciu się długich nogawek wyszedłem na ulicę. Prosto w barwny tłum pielgrzymów, których jest chyba jeszcze więcej niż rano.


Tam też prawie od razu zostałem zaczepiony przez pracownika jednego ze sklepów stojących przy ulicach otaczających świątynię. Daję się namówić na wejście na jego dach skąd można zobaczyć całą świątynię z góry. Oglądanie jest darmowe pod warunkiem, że potem poświęci się trochę czasu na oglądanie asortymentu sklepu. Kupować jednak nic nie trzeba, nikt się o to nie obraża. A dla widoku (choć trochę drzewa przysłaniały) warto się odrobinę poświęcić 😀.


Gdy już udało mi się wymigać z zakupów i opuścić sklep, poszedłem pod wschodnią gopurę, gdzie naprzeciwko wejścia do świątyni wznosi się Pudhi Mandapa. To sala kolumnowa w której kiedyś dwór królewski szykował sie do wizyty w świątyni. Obecnie jej główna przestrzeń jest zamknięta, a w bocznych korytarzach funkcjonuje targowisko na którym pracują też rzemieślnicy (głównie krawcy). Wszystko to "pod patronatem" pięknych rzeźb, które oglądam obchodząc targ dookoła. W pewnym momencie docieram do posągu Minakszi w jej pierwotnej postaci z trzema piersiami. To drugi taki zachowany oprócz tego w muzeum. Na wszystkich innych jest już przedstawiana po ślubie, czyli gdy już tą niepotrzebną pierś utraciła. Tutaj jednak widok jest dużo bardziej niezwykły niż w muzeum, bo u stóp posągu pan sobie siedzi i szyje na maszynie kolejne zamówienia, a ludzie czekają w kolejce. Tutaj wszystko można zorganizować na miejscu, kupić materiał, wziąć miarę, poczekać na uszycie i wyjść z gotową koszulą 😀.

Wejście do Pudhi Mandapa
Główna przestrzeń zamknięta dla ludzi
Posąg Śiwy przy wejściu na pierwszy z bocznych korytarzy
Tutaj się handluje wszystkim
Minakszi nie przeszkadza krawcom w pracy
Mają tutaj całą swoją alejkę
Wędrując kolejnymi alejkami na jednym ze stoisk zauważam bardzo fajną, ręcznie wyszywaną poszewkę na jasiek. Ale tutaj nie kupuje się tak jak u nas, że jest metka z ceną, kod kreskowy i kasa. Nie. Tutaj trzeba się targować, bo pierwsza cena, a już szczególnie dla białego jest z kosmosu 😂. Ale ja mam w tym trochę wprawy, więc oglądam wszystko inne (nie można dać poznać, że coś nas interesuje), trochę wybrzydzam na wzory, trochę na kolory, a w końcu sobie idę nic nie kupując. Kupiec trochę zawiedziony, ale cóż, taki fach. Ja jednak wiem, że jeszcze wrócę. Na razie idę obejrzeć olbrzymi posąg Byka Nandi, który stoi na środku ulicy między świątynią, a mandapą. Pomalowany na biało i niebiesko, przyozdobiony girlandą świeżych roślin stanowi normalne miejsce kultu. Pomimo tego, że to środek ulicy, co chwila ktoś podchodzi i przez kilka minut się modli, czasem zapalając świeczkę. W bocznej uliczce za pomnikiem w cieniu bogato rzeźbionych murów mandapy i towarzyszących jej budynków rozłożyły się stragany tych, którzy nie pomieścili się w samej mandapie.

Posąg Byka Nandi
Targowisko w cieniu zabytkowych murów
Ja już jednak nie zagłębiam się między nie, tylko wracam do środka. Tam sobie staję spokojnie obok upatrzonego straganu robię fotki posągu bogini Kali, udając że czekam na odpowiedni moment, aż będzie mniej ludzi 😀. 

Bogini Kali
"Mój" kupiec szybko mnie zauważa i zaprasza, mówiąc że obniży cenę jednej z rzeczy o które się targowałem. Ja się niby zastanawiam, ale w pewnym momencie "zauważam" moją poszewkę. Kupiec, który już za punkt honoru bierze sobie sprzedanie mi czegokolwiek, szybko schodzi z ceny do zawrotnej sumy 100 rupii, czyli 6 zł 😀. I tak obaj zadowoleni przez kilka chwil wymieniamy jeszcze uprzejmości. No ale ja w końcu ruszam do hotelu po drodze zachodząc na pyszne lody. Wracając chwalę się też na FB paru osobom moim nabytkiem. Skutkuje to to tym, że po tym jak już odszedłem z kilometr od mandapy mam juz zamówienia na dwie kolejne poszewki. Cóż robić, wracam 😂. Te dwie kolejne kupuję już bez targowania za taką samą cenę jak pierwszą, choć pewnie jakbym od razu kupował trzy, to jeszcze po złotówce na sztuce bym stargował 😀. Tak obkupiony wracam już bez dalszych niespodzianek, zachodząc po drodze na pyszny obiadek w postaci kurczaka chili. W hotelu mogę jeszcze dwie godzinki odsapnąć, a potem zabieram bagaż i ruszam na pociąg, który ma mnie zawieźć na sam koniuszek Indii, przylądek Komoryn.


2 komentarze:

  1. kusisz tym regionem Indii, jak się trafią tanie bilety to trzeba lecieć. Tylko najpierw poczekam na relację na TakeMyTrip, będę miała gotowiec :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Region jest piękny, wróciłbym tam w każdej chwili :). A relacja na TakeMyTrip też się pisze ciągle :). Już bliżej końca jak dalej :).

    OdpowiedzUsuń